Pięćdziesiątka "Szpitala na Kapuściskach" (10.1.10)
(Z odległej perspektywy)

Internetem z buszu
 Pod wrażeniem ksi
ążki
 Niedoszłe spotkanie
 NIEsmak
 Pięćdziesiątka
 Piekło Haiti



 

Pod takim tytułem został ukazał się artykuł w grudniowym numerze 2009 Biuletynu Bydgoskiej Izby Lekarskiej "Primum non nocere" dotyczący obchodów piędziesiątej rocznicy istnienia tego szpitala. Jest to szpital w którym rozpocząłem pracę w 1970 roku a opuściłem go w 1991 roku. Po odliczeniu moich wyjazdów przepracowałem w nim 18 lat, rozpoczynając od pozycji młodszego asystenta a kończąc na stanowisku zastępcy ordynatora, a więc spędziłem tam kawał życia.
O rocznicy zostałem poinformowany przez panią Kingę Zakrzewską jedną ze współorganizatorek obchodów i współredaktorek artykułu, która mnie odszukała i zaprosiła do napisania paru słów z tej okazji z czego z satysfakcją skorzystałem. Oto moje krótkie wspomnienia, które również zostały zamieszczone w tym Biuletynie pod tytułem "Rocznicowe pozdrowienia z Tanzanii"

Dawno, dawno temu, kiedy Polska była jeszcze zupełnie innym krajem, niezbyt pomyślne zrządzenia losu zmusiły mnie do zmiany moich świetlanych planów życiowych i zamiast poświęcenia się chwalebnej karierze naukowej na mojej Alma Mater to jest AM w Lublinie zdecydowałem się przenieść do Bydgoszczy. Oferta jak na tamte czasy „zaplutej komuny” a prawdę mówiąc także późniejsze była niezwykle zachęcająca. Miejski Wydział Zdrowia a personalnie Dr.Mąka oferowali rozpoczęcie pracy w wybranej specjalności i obiecywali uzyskanie w krótkim czasie własnego spółdzielczego mieszkania.
Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej jazdy nocnym pociągiem z Lublina do Bydgoszczy w styczniu 1970 roku. Pociąg przyjechał wczesnym świtem, kiedy było jeszcze ciemno i piekielnie zimno, przez pokryte szronem okna niewiele było widać. Kolejnym etapem była jazda trzęsącym się i zgrzytającym tramwajem, który opuścił słabo oświetlone ulice miasta i zmierzał w ciemności do tajemniczych i niepokojących mnie nieco Kapuścisk. Potem było już lepiej.

 Szpital na Kapuściskach, bo tak się o nim powszechnie mówiło pomimo oddalenia od centrum i swojego ograniczonego w porównaniu z ówczesnym Szpitalem Wojewódzkim rozmiaru cieszył się dobrą renomą. Myślę ze nie przesadzę jeśli dodam że ówczesny oddział chirurgiczny w którym było mi dane rozpocząć pracę cieszył się szczególnym uznaniem. Wielu naszych pacjentów deklarowało, że wybrało nasz oddział świadomie licząc się, że uzyskają tu solidną chirurgiczną pomoc bez narażenia na różnego rodzaju niewygodne sytuacje. Myślę że w tamtych czasach było to poniekąd naszą dewizą, przysparzającą nam dodatkowej popularności. Solidna chirurgia, którą reprezentował mój pierwszy szef Dr. Suszko a następnie Dr. Kowiański, który dodawał „my tu nie eksperymentujemy” przysparzały nam zwolenników.
Nie znaczy to, że nie usiłowaliśmy unowocześniać naszego zawodowego warsztatu i nie iść z duchem czasu. Prawie czterdzieści lat temu, kiedy laparoskopia nieśmiało wchodziła do zabiegów ginekologicznych a prawie nie było o niej słychać w chirurgii stosowaliśmy ją dla celów diagnostycznych, głównie oceny makroskopowej wątroby. Pamiętam historyczne w tamtych czasach wprowadzanie elektrody do komory serca razem z Dr. Petrykowską, pamiętam intrygujące nas początki ultrasonografii. Potem mój „niespokojny duch” spowodował, że zacząłem podróżować po świecie. W tamtych dawnych „szarych” czasach było to poniekąd wyzwanie i kto w nim zasmakował zostawał „zainfekowany” po wsze czasy. Tak też się stało ze mną. Wyjeżdżałem i wracałem do mojego szpitala, ale kiedy powroty stały się coraz trudniejsze w 1991 roku wyjechałem do Tanzanii i trwam tu do dzisiaj w roli „uniwersalnego” misyjnego chirurga.

Pomimo oddalenia o prawie osiem tysięcy kilometrów staram się utrzymywać kontakt z moimi dawnymi kolegami i przyjaciółmi z Bydgoszczy i mojego dawnego szpitala jak na przykład z Dr. Głowackim, Musolffem i Gradzewiczem.

Łączę pozdrowienia

Ryszard Jankiewicz

 

 

P.S. Powyższe zdjęcie zostało zrobione latem 2009 roku w miejscu naszych ostatnio corocznych spotkań na barce przycumowanej do brzegu Brdy przy starym mieście.

 

 

Od czasu mojego wyjazdu z Bydgoszczy do Tanzanii miasto bardzo wypiękniało,  a takie miejsca jak to na zdjęciu z lewej strony wyglądają teraz jak mały Amsterdam.