HIV/AIDS, w jaskini lwa (14.12.02)
(Doświadczenia zawodowe)Urologia w misyjnym szpitalu*
Coconut syndrom
Pacjenci
ALA
HIV/AIDS w jaskini lwa
10 szylingów
Tanzania należy do tak zwanych subsaharyjskich krajów Afryki, które posiadają najwyższy procent zainfekowania ludności wirusem HIV. Przy ogólnej liczbie około 42 milionów przypadków na świecie w Tanzanii jest ich około 3 milionów. To około 10% społeczeństwa. Wydaje się to liczbą szokującą, ale w krajach sąsiednich jak Kenia, Zambia, czy nieco dalej leżących jak Zimbabwe czy Południowa Afryka liczby te są znacznie wyższe. Należę, zatem do lekarzy, którzy, na co dzień stykają się z tymi chorymi muszą ich badać, leczyć zachowawczo a niekiedy operować. AIDS to niekończący się konglomerat medycznych, prawnych i moralnych kwestii, na które wielokrotnie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Na przykład problem dawców krwi w naszym szpitalu. Każdy chory zgłaszający sie do planowej operacji jest zobowiązany przyprowadzić dwóch dawców krwi. Przed pobraniem krwi są oni badani na obecność wirusa HIV. W przypadku pozytywnego wyniku badający laborant mówi im, że ich krew jest niedobra do transfuzji, lub że poziom hemoglobiny jest za niski itp., nie podaje im jednak rezultatu badania na obecność wirusa HIV. Wracają oni, zatem do domu nieświadomi i dalej zakażają swoich seksualnych partnerów, mimo iż służba medyczna wie o ich infekcji i teoretycznie mogłaby wpłynąć na zmniejszenie ryzyka zakażania dalszych osób. Wydawałoby się, że nic prostszego, aby temu zapobiec, po prostu należałoby ich poinformować, najpierw o zamiarze takiego badania a następnie o jego wyniku. Niestety, efekt takiego postępowania w krótkim czasie zrujnowałby nasz bank krwi. Po prostu nie było by dawców i zginęliby chorzy wymagający pilnej transfuzji. Takich dylematów jest mnóstwo.
Czy boję się zakażenia? Trudno powiedzieć, że odczuwam strach. W przypadkach podejrzanych o tą infekcję lub z potwierdzonym wynikiem staram się sie zachować ostrożność. Operuję zawsze w okularach a w takiej sytuacji zakładam podwójne rękawiczki, niekiedy nawet specjalne, sięgające do łokci. Należy to jednak do rzadkości, zwykle operuję używając tylko jednej pary. Poza nielicznymi wyjątkami nie wykonujemy rutynowego badania na HIV przed operacją. Tak jak każdemu chirurgowi tak i mnie zdarza się od czasu do czasu skaleczyć w palec podczas operacji. Wówczas zlecam natychmiast badanie chorego i z pewnym niepokojem oczekuję rezultatu. Zwykle jest on negatywny. Dwa razy jednak w mojej karierze zawodowej zdarzyło sie, że chory, którego operowałem i podczas operacji skaleczyłem się miał pozytywny wynik badania. Czy był to dla mnie szok? Raczej nie, na taką ewentualność trzeba być psychicznie przygotowanym. Po za tym wiedza medyczna mówi, że tego typu zakażenia zwane w języku medycznym jatrogennymi należą do rzadkości i nie przekraczają 1%. Kolejne badania w trzy i sześć miesięcy po zdarzeniu uwolniły mnie od niepokoju. Ryzyko jednak istnieje. Szczególnie niebezpieczne są operacje kostne gdzie łatwo skaleczyć się o ostry fragment złamanej kości, drut lub gwóźdź służący do zespolenia. Do najbardziej spektakularnych należy przypadek Dr. Lucille Teasdale. Jako młody kanadyjski chirurg poślubiła ona włoskiego lekarza i oboje rozpoczęli pracę w misyjnym szpitalu w Ugandzie. Podczas jednej z operacji masywnie skaleczyła rękę i uległa zakażeniu HIV. Po kilku latach zmarła. Jej postać stała się bardzo sławna we Włoszech, jak opowiedział mi mój znajomy włoski ortopeda Andrea Covolato, który przed laty poznał ją osobiście. Jej barwne życie stało się kanwą do interesującego filmu Dr. Lucille Teasdale Story.
W odróżnieniu od dużych miast w naszym prowincjonalnym rejonie wzrost infekcji jest powolny. Do grup o najwyższym ryzyku według moich obserwacji należą kierowcy samochodów, lokalni biznesmeni, osoby, które jakiś czas pracowały w stolicy lub innym dużym mieście, strażnicy i lokatorzy więzień. Jako zasadę przyjąłem, że badam na HIV każdego chorego z niejasnymi objawami, kiedy nie mogę ustalić diagnozy, mimo iż chory od dłuższego czasu ma te czy inne dolegliwości. Bardzo rzadko zdarzają sie tu hipochondrycy, pacjenci, u których choroba tkwi raczej w sferze psychicznej niż cielesnej. Badam wszystkich z rozległymi zakażeniami skóry i innych tkanek miękkich, powiększonym grubościennym pęcherzykiem żółciowym, niejasnym zapaleniem stawów itd. W tej grupie pozytywny wynik przekracza, 50% choć wśród naszych dawców krwi nie przekracza 4%.
W mojej praktyce pojawia się od czasu do czasu pytanie czy operować chorego, o którym wiem, że jest zainfekowany wirusem HIV. Nie ma jednej reguły. Chorego z ciężkim zapaleniem otrzewnej, który do czasu wystąpienia ostrych objawów czuł się nieźle operuję i olbrzymia większość z nich przechodzi dobrze operację i okres pooperacyjny. Chorego, który jest wyniszczony, ma pełne objawy AIDS i istnieją poważne wątpliwości czy przetrwa operację pozostawiam na leczeniu zachowawczym.
Problem leczenia antywirusowego u nas nie istnieje. Po prostu nie mamy tych leków. Rząd Tanzanii mimo braku funduszy wykazuje wiele zainteresowania problemem AIDS i przykładnie współpracuje z szeregiem zagranicznych organizacji i agencji, które finansują i organizują Narodowy Program Kontroli HIV/AIDS. Biorą w tym także aktywnie udział jednostki służby zdrowia kościoła chrześcijańskiego. W jednym miejscu drogi się rozchodzą. Nasz misyjny szpital zgodnie z obowiązującą doktryną nie bierze udziału w promowaniu mechanicznych środków kontroli urodzin zabezpieczających także przed zainfekowaniem HIV.
Na temat tej tragicznej i nadal tajemniczej epidemii można pisać niemal bez końca. Mnie jednak zmusza do umiaru ograniczona wytrzymałość moich czytelników. Przyjechałem do Afryki po raz pierwszy w 1981 roku, kiedy pojawiło się pierwsze doniesienie o AIDS. Pamiętam moich chorych z tamtego okresu i widzę chorych w Afryce w 2002 roku. Ta choroba wystartowała z punktu zerowego. Czy jej powstaniu przyczynił się palec Boży, jako kara za grzech rozwiązłości czy też może palec ludzki, który grzebał w genach a potem stracił panowanie nad sytuacją?