Wakacje 2002
(Z pamiętnika)

Moje pierwsze spotkanie z Afryką
Krzyż Zasługi *
Sympozjum w Amsterdamie*
Boże Narodzenie
Wypad do stolicy
Zanzibar
Spotkanie z Prezydentem Tanzanii
Wakacje 2002
Wspomnienie
Wielkanocny zwiastun
Przyjdź i pomóż nam
Charaktery
Medal im. Alberta Schweitzera
Kongres Afrykanistyczny
Kontrowersyjna decyzja
Moje Haiti


 

Większość ludzi na wakacje ucieka z miast na zieloną trawkę, nad morze w góry lub co ostatnio coraz bardziej popularne do egzotycznych krajów. Co robić jeśli na stałe jest się w kraju z gorącym klimatem, ciepłym oceanem, z pełnymi kolorowych ryb rafami koralowymi, atrakcjami w rodzaju Kilimandżaro, Zanzibaru, Serengeti czy krateru Ngorongoro? Wówczas na wakacje jedzie sie do egzotycznej Polski. Wyjeżdżałem z Polski w 1991 roku w czasie szykującej się wojny w zatoce Perskiej. Mimo pozytywnej zmiany politycznej niepewne jeszcze wówczas było jak potoczą się dalsze losy kraju. Wydaje mi się że potoczyły się zadziwiająco dobrze. Mogło być znacznie gorzej jak na przykład w Słowacji. Jednym z "osiągnięć" minionego dziesięciolecia jest mnogość przyjemnych barów lub pubów z dobrym piwem. W takim właśnie barze na barce przycumowanej do brzegu Brdy spędziłem z moimi kolegami z mojej dawnej pracy miły wieczór. Mam nadzieję że nie wezmą mi za złe że dołączam to zdjęcie do mojego internetowego pamiętnika.
Po "tułaniu" sie po świecie z przyjemnością spędziłem ostatni urlop w mieście mojego dzieciństwa w Lubartowie. To miasto które świetnie pamiętam jak wyglądało pięćdziesiąt lat temu zmieniło się nie do poznania. Nie zapomnę widoku rynku pokrytego kocimi łbami, który dwa razy w tygodniu, w dni targowe, wypełniał się dziesiątkami jeśli nie setkami furmanek wypełnionych niezliczonymi produktami rolnymi. Obserwowaliśmy to wraz z moim kolegą z lat dzieciństwa Wojtkiem Bieńkowskim z balkonu umiejscowionego w centralnej części rynku nad niegdysiejszą apteką. W miejscu dawnej apteki jest teraz sklep innego mojego kolegi z lat dzieciństwa Jasia Piekarza, który należy do jednych z nielicznych z naszego dawnego grona, obok kolegi po fachu Andrzeja Florka, Ziutka Jankowskiego i Mietka Burzyńskiego. Nigdy nie zapomnę specyficznego zapachu apteki i mojego podekscytowania kiedy schodziliśmy po schodach z Wojtkiem z jego mieszkania do pełnych tajemnic i niespodzianek pomieszczeń apteki. Dla wyjaśnienia: jego ojciec był jej szefem a ich mieszkanie znajdowało się bezpośrednio nad apteką. Dochodzę do wniosku że intensywność doznań dzieciństwa nie daje się powtórzyć w późniejszym życiu. Nigdy nic nie pachniało tak jak kwiaty zbierane w ogrodzie pani Górnickiej na imieniny mojego ojca 8 maja. Do dziś pamietam przejmujący zapach białych narcyzów, róż i delikatny tulipanów. Czy to ja nie odbieram zapachów tak jak niegdyś czy wyselekcjonowane pod względem wyglądu raczej niż zapachu kwiaty straciły tą swoją atrakcję?
Jedno co nie zmieniło się w Lubartowie to Kościół Świętej Anny tzw. Fara. To znaczy nie zmienił się budynek ale bardzo zmieniło się jego wykończenie dzięki renowacyjnym wysiłkom proboszcza.
Na pierwszym planie tego zdjęcia widoczna jest stylowa dzwonnica. Niewielu dzisiejszych mieszkańców Lubartowa pamięta wydarzenie z przed wielu lat kiedy zawieszano na niej największy dzwon. Było to przeżycie i wielkie wydarzenie dla mnie i moich rówieśników kiedy śledziliśmy zawieszanie przeogromnego jak się nam wówczas wydawało dzwonu. Jakim przeżyciem było usłyszeć po raz pierwszy jego dźwięk!
Do Lubartowa przyjechaliśmy wiele lat temu z powojennej tułaczki, która wiodła z Litwy przez Dąbrowę Górniczą i Szklarską Porębę. Pewnie nikt z rodziny nie przypuszczał wówczas, że osiądziemy tu na stałe. To określenie na stałe dotyczy właściwie moich rodziców. Ja, po ukończeniu liceum wyfrunąłem i wracam tu tylko od czasu do czasu, ze zdziwieniem stwierdzając, że czynię to z coraz większym sentymentem. Przyjeżdżając tu kroczę śladami mojego dzieciństwa. Niekiedy napotykam na takie niespodziewane przejawy pamięci naszej bytności tutaj jak ta tablica w nowym lubartowskim szpitalu. Pamiętam świetnie osoby, których nazwiska wyryte są na tej tablicy.
Doktor Sawicki, dyrektor szpitala z czasów, kiedy tu przyjechaliśmy. Mój ojciec, który poświęcił lubartowskiemu szpitalowi swoje życie, Dr.Głowacki pełen energii dyrektor ówczesnego ZOZ-u, Dr. Torój ginekolog, który był moim nieco starszym kolegą. Napisałem powyżej "w nowym szpitalu". Dziś już niewielu pamięta, że stary mieścił sie na rogu ul. Lubelskiej i Lipowej i chyba nikt nie przypuszczał wtedy, że Lubartów doczeka się takiego nowego szpitala. Miałem okazję przepracować kilka miesięcy w tym starym szpitalu, pomiędzy stażem w klinikach w Lublinie a dalszą pracą w szpitalu miejskim w Bydgoszczy.
Kto spędza urlop we południowowschodniej Polsce ten nie może ominąć Kazimierza nad Wisłą, co i ja uczyniłem w towarzystwie moich przyjaciół z lat młodości.

Pamiętam Kazimierz z dawnych czasów, był cichy i trochę zaniedbany. Potem wraz ze wzrastającą motoryzacją i chyba także modą przyjeżdżało tu coraz więcej jednodniowych turystów. Teraz to wielki turystyczny biznes. Na starym rynku roi się od turystów, sprzedawców i takich jak ten barów piwnych.